Wielu zadaje sobie pytanie: czy jesteśmy sami we wszechświecie? Czy nasza planeta jest aż tak wyjątkowa? Kilkuletnie obserwacje prowadzone przez teleskop kosmiczny Kepler mogą okazać się bardzo pomocne w odpowiedzi na te pytania. Przed kilkoma dniami świat obiegły wyniki analizy tych danych i działają one na wyobraźnię (
http://newscenter.berkeley.edu/2013/11/ ... e-planets/) . Na podstawie obserwacji tysięcy gwiazd w gwiazdozbiorze łabędzia przeprowadzono analizę statystyczną i stwierdzono, że 22 procent (!) gwiazd podobnych do naszego słońca (żółte karły) posiada planetę ziemio-podobną w nadającej się do życia odległości od ich słońc (ekosferze). Wiadomo, że mniej więcej 20 procent wszystkich gwiazd jest typu naszego słońca. Jeśli przyjmujemy, że w naszej galaktyce jest 200 miliardów gwiazd, to wychodzi na to, że planet potencjalnie umożliwiających życie jest w samej Drodze Mlecznej 8,8 miliarda (!), a trzeba przyznać, że to nie mało. O zawrót głowy przyprawia fakt, że te liczby dotyczą tylko naszej galaktyki, a w obserwowalnym wszechświecie galaktyk jest około 100 miliardów...
Oczywiście te wszystkie liczby mogą być bardzo nieprecyzyjne, ale rząd wielkości robi niesamowite wrażenie. I nie jest tak, że z każdej planety machają nam ufoludki

Musi być spełnionych wiele dodatkowych warunków, by na danej planecie zaistniało jakiekolwiek prymitywne życie (przede wszystkim odpowiednia atmosfera i obecność wody). Ale nawet jeśli takie warunki są spełnione w jednym przypadku na milion planet...to życia w kosmosie byłoby pod dostatkiem. I pewnie część z nich mogłaby rozwinąć się w inteligentne formy. Patrząc na ogrom wszechświata jedynym logicznym wnioskiem wydaje się być taki, że jest wiele takich domów jak Ziemia. Inaczej byłoby to straszliwe marnowanie przestrzeni
